Igrzyska Olimpijskie Londyn 2012
Przed Igrzyskami postanowiłam sobie, że będę zamieszczać relację z każdego dnia po zakończonych wyścigach. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna i wieczorem, po ciężkim (zarówno fizycznie jak i psychicznie) dniu na wodzie myślałam tylko o tym aby jak najlepiej się zregenerować i zrelaksować. Igrzyska się jednak skończyły, emocje opadły, więc przyszedł czas na pewne podsumowanie.
Mój debiut olimpijski zaczął się od momentu wywalczenia kwalifikacji imiennej oraz dla kraju na Mistrzostwach Świata w Barcelonie tego roku. Pełnoprawnym olimpijczykiem stałam się jednak dopiero w momencie odebrania nominacji z rąk prezydenta w trakcie ślubowania - 4 dni przed wylotem do Londynu. Towarzyszyły temu chwile wzruszenia, ponieważ to właśnie ja dostąpiłam zaszczytu reprezentowania Polski najlepiej jak potrafię wśród najlepszych sportowców z całego świata. Zdałam sobie sprawę, że to wspaniała okazja, aby pokazać swoje umiejętności dużej rzeszy kibiców oglądającej Igrzyska.
Po przylocie do Londynu i zakwaterowaniu w żeglarskiej wiosce olimpijskiej znajdującej się w Weymouth (ok. 300 km od Londynu) emocje pomału opadły. Pierwszym zadaniem było przygotowanie schematycznego planu dnia. Do mojego startu pozostały ponad 2 tygodnie, to wystarczający czas aby bez problemu przystosować się do codziennego dnia w wiosce wliczając w to poranny rozruch, trening na wodzie, pracę przy sprzęcie, trening na siłowni, odprawę z trenerem, regularne posiłki i relaks. Odpowiednia organizacja czasu jest bardzo ważna, aby w trakcie wyścigów nic nas nie zaskoczyło i aby móc się odpowiednio zregenerować przed kolejnym dniem.
27 lipca, po tygodniu spędzonym w wiosce, pojechaliśmy dużą grupą żeglarzy (7 autokarów) do Londynu na oficjalne otwarcie Igrzysk Olimpijskich. Podróż była bardzo męcząca ze względu na to, że kilka godzin spędziliśmy w korkach na autostradzie, a po przyjeździe do Londynu kierowca kilkakrotnie gubił drogę. Zamiast czterech godzin, w podróży spędziliśmy sześć. Ktoś nawet zażartował, że teraz, gdy jesteśmy spóźnieni nikt nas już nie wpuści na stadion. Na szczęście (bądź nieszczęście) sportowcy na płytę stadionu mogli wejść dopiero pod koniec ceremonii, a cały ten czas czekaliśmy na ścieżce prowadzącej pod stadion. Największe emocje towarzyszyły nam zaraz przed wejściem na stadion, gdy w oddali przy końcu tunelu widać było jak wielu ludzi znajduje się na widowni słychać było okrzyki i dobiegającą głośną muzykę. To specjalna chwila, szczególnie dla nas - żeglarzy, ponieważ nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej widowni. W końcu niemożliwe jest postawienie trybun wokół całego akwenu olimpijskiego ?. Szczególnym momentem było również zapalenie znicza olimpijskiego. Świadomość, że tylu ludzi było zaangażowanych w dostarczenie go na stadion, w tym również mój sąsiad z Kobylanki Paweł Zdanowicz, którego miałam okazję poznać osobiście, potęgowała wrażenie, że bierzemy udział w czymś wielkim, że jesteśmy częścią elity światowego sportu.
Pełni pozytywnej energii wróciliśmy do naszej wioski w Weymouth, która
w porównaniu z wielkością wioski w Londynie, zasługiwała bardziej na miano
osady lub "wioseczki". Ostatni tydzień przed wyścigami minął bardzo szybko.
Pomiary przeszłyśmy bez problemu i w pełnej gotowości czekałyśmy na pierwsze
wyścigi.
Pomimo, że miałam świadomość iż stoję na starcie najważniejszych regat
w mojej karierze udało mi się zachować bardzo duży wewnętrzny spokój.
W końcu czego się tu obawiać? Wszystkie rywalki znałam z poprzednich regat,
żadna z nich nie jest nie do pokonania. Format i organizacja tych regat
też nie była wielką nowością, ponieważ w zeszłym roku brałyśmy udział
w regatach przedolimpijskich zorganizowanych w bardzo podobny sposób.
Zmieniło się za to nastawienie i świadomość, że tym razem walczę nie tylko
dla siebie, ale jako reprezentantka również dla kraju. Poziom koncentracji
sięgał maximum aby nie popełnić żadnego niepotrzebnego błędu, za który
momentalnie traci się spadkiem o dużą liczbę miejsc oraz żeby móc jak
najwięcej wywalczyć wśród łódek płynących przed nami.
W trakcie treningów przed regatami dość mocno poprawiłyśmy naszą prędkość przy silnym wietrze, co dało się zauważyć pierwszego dnia, gdy oba wyścigi skończyłyśmy w pierwszej 15. Jednak kolejnego dnia naszą najsłabszą stroną okazały się kursy z wiatrem, ze względu na bardzo skomplikowaną falę, która występowała w Weymouth. Pomimo wysokich miejsc na pierwszej boi, nie udało nam się dowieźć ich do mety, ostatecznie po 2 dniu wyścigów spadłyśmy na 19 w klasyfikacji generalnej.
Pogoda w kolejnych dniach okazała się jednak dla nas łaskawa i przyniosła słabsze wiatry. W końcu mogłyśmy pokazać na co nas stać. Miejsca 7 i 2 otworzyły nam drogę do walki o pierwszą dziesiątkę. Do ostatniego wyścigu nie było wiadomo kto awansuje do wyścigu medalowego. Nam zabrakło 5pkt aby wyprzedzić Hiszpanki, które skończyły na 10 miejscu i 1pkt przeskoczyły nas niespodziewanie Chinki. Z 12 miejsca jesteśmy bardzo zadowolone.
To był nasz debiut olimpijski, debiut żeńskiej załogi w klasie 470, 12 miejsce to do tej pory najlepszy wynik polskiej 470 na igrzyskach. Za naszymi plecami zastało kilka załóg kobiecych o wiele bardziej utytułowanych od nas: medalistki Mistrzostw Świata, Mistrzostw Europy i Pucharów Świata. Nie da się ukryć, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i tak jak w trakcie igrzysk myślałam tylko o załapaniu się do wyścigu medalowego, tak teraz moim celem jest wywalczenie medalu olimpijskiego na kolejnych igrzyskach w Rio 2016. Tym samym przed nami kolejne cztery lata jeszcze cięższej pracy.
Przy okazji chciałabym podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali i umożliwili mi przygotowanie do startu w Igrzyskach Olimpijskich, szczególnie: Polskiemu Związkowi Żeglarskiemu, Miastu Szczecin, klubowi SEJK Pogoń Szczecin, Zachodniopomorskiemu Związkowi Żeglarskiemu oraz trenerowi Zdzichowi Staniulowi.
Agnieszka Skrzypulec