Igrzyska Olimpijskie Tokyo 2020
Olimpijskie wspomnienia
3. Życie w kontenerze
Jak wspomniałam w ostatniej części, hotelowa izolacja sprawiła, że nasz mały pokoik był ostatnim miejscem, w którym chciałybyśmy spędzać wolny czas. Nasze życie przeniosło się do portu, a ze względu na bardzo wysokie temperatury i agresywne słońce – do kontenera.
Polskie kontenery dostępne dla nas w porcie były dwa. Jeden „ą, ę”, nowy, czyściutki, z elektroniką, gdzie codziennie rano Goli przygotowywał odprawy dla trenerów, a popołudniami śledziliśmy wyścigi. Na jednym komputerze Goli analizował tracking, a na rzutniku śledziliśmy nagrania wideo. Ze względu na to, że obraz był o kilkanaście sekund opóźniony, co chwilę musieliśmy krzyczeć: Goli nie mów co się wydarzy!
Ten kontener spełnił też swoją inną socjalną rolę. W tak krótkim czasie, dwukrotnie zorganizowaliśmy w nim urodziny! Dzięki naszej japońskiej „wtyczce” świętowaliśmy przy ogromnych paletach sushi. W normalnych warunkach poszlibyśmy do restauracji, ale… warunki były dalekie od normalnych.
Drugi kontener był „roboczy”. To była świątynia Kowala 😊 Stół z narzędziami, kozetka, prowizoryczna siłownia, lodówki. Okazało się, że życie towarzyskie przeniosło się właśnie do tego kontenera. Tutaj można było usłyszeć i najlepsze i najgłupsze żarty. Tutaj też spędzałyśmy najwięcej czasu. Ostatnia, medalowa impreza też nie mogła się odbyć w innym miejscu 😉 Generalnie było to miejsce, które odstresowywało, gdzie można było na chwilę zapomnieć o presji świata na zewnątrz.
Dziękuję, że stworzyliście nam takie miejsce <3.
Wypatrujcie kolejnych wspomnień - pojawią się niebawem 😉